NORA IBSEN Dortmund.

Napomknęłam,iż widziałam coś na plakacie,
co lubię,co widziałam już czterokrotnie,grane w różnych językach(nawet po węgiersku)
a niezmiennie mnie ciekawi.
I oto co dostałam w prezencie z okazji święta(osobistego).

199


ULLI und GERD,DANKE
!

Rękopis DOMU LALKI   Henryka Ibsena z roku 1879.
Co ciekawe,na oryginale nie ma powszechnie używanego  tytułu NORA.

Henryk Ibsen czyli Jimi Hendrix norweskiej literatury 🙂
W  tym dramacie, opisał przypadek swojej znajomej (dodał tylko wątek kryminalny).
Chyba nie ma świecie teatru,który nie grałby Nory.


Trudno się dziwić,że w dortmundzkim teatrze ,wzięto ją na warsztat.
Ten facet zrobił z Nory trailer,
Urodzony 14 maja 1972 w Düsseldorfie, KAY VOGES,
od 2010 Dyrektor Artystyczny Teatru w Dortmundzie, łowca nagród.
Zebrał ich tyle,że nie będę wymieniać,można zerknąć do netu.

A to, co zobaczyłam,to najśmielsza,najnowocześniejsza inscenizacja tego klasycznego utworu.

Nadmienię,że na proscenium postawił basen,
w którym wszyscy bohaterowie się wykąpali 🙂
.Mąż EloeNORY,Torvald Helmer ( w tej roli Alex Holst),również,
tyle tylko,że na … golasa.
Gdy zsunął z siebie ręcznik po wyjściu z wody,na widowni słychać był chichot ( 🙁 )
Monolog w takim kostiumie trwał dobrych kilka minut.
Po zakończeniu,zaległa cisza….
A po niej oklaski…
Holst,był jak Hamlet 🙂


Baner na bocznej ścianie Schauspielhaus,Hiltropwall w Dortmundzie.

214

Kasy biletowe,wszystko w kolorach blue.
.

216
Szatnia samoobsługowa.
(szkoda,bo moment oddawania płaszcza,też jest częścią  teatralnego misterium)
Nie mogłam otworzyć upatrzonej, oczywiście nr 3,czyli 12 🙂
Dzielnie pomagał mi pobliski dżentelmen,ale dopiero wezwany
na pomoc chłopak z obsługi,zapytał:
Euro wrzucone ?
Hahaha-prowincja zjechała do wielkiego świata 🙂


Zaryzykowałam,mimo zakazu obsługi.
Ale to zdjęcie zrobione aparatem do specjalnych poruczeń,
pstryka bezszelestnie.

225
Ostatni rzut oka..i po 4 godzinach z jedną 20 min przerwą,do domu.
Spektakl fascynujący,momentami wstrząsający.Niepowtarzalny.

208
Przedstawienie Nory,które miało premierę jesienią ubiegłego roku,
grane jest raz w miesiącu.
Jest wydarzeniem.Reklama spektaklu na Operze dortmundzkiej.

 Ostatnie słowo : POOL…jakże wymowne.

Dortmund -METRO

DORTMUND
miasto żebraków,tandety bożonarodzeniowej i Borussii.
Miasto o którym się wie ,że tylko nieliczne elementy architektury są oryginalne,wiekowe.
Reszta została odtworzona z pietyzmem,ale to nie to samo.
Zrównane z ziemią przez aliantów
jako strategiczne,przemysłowe.
Dortmund to miasto 600 tysięczne,
leżące w Nadrenii Północnej Westfalii.

Ale Dortmund ma METRO !

Metro jest moim ulubionym środkiem transportu,
budzące wyobraźnię.
Funkcjonuje w literaturze,kinie i zawsze ma w sobie jakąś tajemnicę.
Metro żyje innym,podziemnym światem,ma swoich mieszkańców i historię.

Pociągi kursują co 10 min w dzień powszedni,
w święta co 15 min,zaś kiedy gra Borussia,co 5 min.

Wejścia do stacji mera,właściwie
U-BAHN-u.

Ta plątanina metalu naprawdę robi wrażenie.
A w nocy podświetlana.Cudo.

Pierwszą linię otwarto 17.05.1976.
Do tej chwili ma ich 8 .

W sumie 77  kilometrów,z czego 20 pod ziemią.

Metro jest dwupoziomowe.
Graficznie informują o tym jeden,lub dwa wagoniki.

Na peron można się dostać schodami ,schodami ruchomymi
lub windą.

Jedno z wejść w centrum miasta.

Teraz zajrzymy pod ziemię i do wagonów.

Stacja Reinoldikirche w trakcie drążenia.

Gotowe!

Podziemny peron przy Stadtgarden.

Ale trafiłam.Punktualnie 12,00 !
Jestem na drugim poziomie,o czym informują dwa wagoniki.

Trudno się zgubić.

Przejazd indywidualny 🙂

Kampstraße.Na cześć Opactwa Cystersów Kamp ,nieopodal Dortmundu.

Jesteśmy w trójkę…

Czasami trafi się zmotoryzowany kolega z Afryki,

czasami  królewicz,

czasami   inne towarzystwo.

Reszta miasta, jedzie teraz samochodem  😀

Już nie miała terminu w kalendarzu… <3

 

KUCHNIA TAJSKA – ปลาหมึก

ZUPA KOKOSOWA Z KURCZAKIEM -RECEPTA MEENY.

Pragnę podać dwa oryginalne przepisy kuchni tajskiej,
łatwe do zrobienia w domu,ku uciesze gości.
Podpatrywałam jak robi to Meena,Tajka z Bangkoku.

Prosta zupa,ale przez swoją zwykłość,niezwykła.
Naprawdę pyszna.

Kiedy przybyłam na zaproszenie,
na stole zastałam talerze,z zawartością,jak wyżej.
Muszę przyznać,widok makaronu trochę mnie rozczarował..

Ale kiedy dania główne było już gotowe,

do talerza z makaronem,
wielką chochlą Meena wlała to ….
Co ciekawe,miała odliczoną idealnie ilość na 4 osoby.W talerzach równiutko,w garnku pusto.
U mnie zawsze coś zostaje,dlatego bardzo mi się to spodobało.
Koniec z podżeraniem resztek!

Bazą zupy jest

mleko kokosowe,1 litr na 4 osoby,oraz 1/4 piersi kurczaka.
Mleko doprowadzić do wrzenia,wrzucić drobno pokrojone kawałki mięsa,oraz drobny makaron.
Po kilku minutach zestawić z ognia i dodać:

trzy liście bergamotki

galangal  kłącze o smaku imbiru zmieszanego z pieprzem

oraz trawę cytrynową,posiekaną (tu z hodowli własnej).

Makaron i mięso wyjąć z garnka,przełożyć do talerzy.Do zupy wcisnąć 1/2 cytryny,dodać łyżkę sosu rybnego,oraz pokrojone 3 większe pieczarki.Pozostawić aby wszystko „naciągnęło”.

Gotowe.Smacznego.

Nadeszła pora na danie główne,choć przyznam, śledząc kolejne etapy,
nie wiedziałam do końca co jest na rzeczy,
bo wszystkie produkty, było już przygotowane do gotowania.

Najpierw Meena walczyła z moździerzem do którego włożyła:
5 ząbków czosnku
1/4 czerwonej cebuli
3 papryczki chili,(norma jest 5),ale tylko tajskie,bo te mają prawdziwy power!

Na patelnię-i szybko mieszała,

teraz to,co zdawało mi się zwykłą,acz dziwaczną okrągłą rybą,

na patelnię,do poprzednich składników.

Po około 5 minutach-pokrojonych 5 badyli bambusa-do kompletu-na patelnię.

Pora na marchewkę pokrojoną w słupki,3 kolory papryki po połówce,

a na sam koniec-kiełki fasoli,mają się tylko zagrzać w garnku.

Już tylko serwować…

Do tego ryż,w którym niehigienicznie ugotowano 3 jajca do dekoracji…

i PIEKIELNE danie gotowe!
Z początku,wydaje się samą pychotą,ale za chwilę do ataku ruszają papryczki.
No tego, to się nie spodziewałam!
Ale zrobiłam dobrą minę do palącej sytuacji i podjęłam wyzwanie-ZJADŁAM WSZYSTKO !

(widoczna tu ilość jest dla 4 osób)
Uznałam się za dzielną kobietę.
Ale nurtowało mnie pytanie;co ja właściwie zjadłam.Na pytanie otrzymałam odpowiedź:
squid  and  fish ball

I co się okazało ?

zjadłam  kałamarnicę

oraz pokrojone „piłki” rybne.

Chleb powszedni w Azji.Popularne również w Skandynawii.
Z tą różnicą,że ci drudzy robią je w formie pulpetów,
z luźnym mięsem,zaś Tajowie i Chińczycy
bardzo aksamitne i zwarte,uzyskane przez wybijanie.

Tak wygląda produkcja.

Po tak wyczerpującym zajęciu,można odpocząć na siedzisku wykonanym wyłącznie z rulonów bawełny.
Standardowe „krzesło”, przy stołach z bardzo krótkimi nogami.

ความปรารถนาสำหรับแขกทุกท่านอร่อย FOTOELZBIETA3 !
życzenia smacznego dla wszystkich moich gości!